Szlachte trza szanować

Na placu Wolności w Emersvort zeszła się tłuszcza. Pośród tłumu dało się słyszeć szepty, jedne głośniejsze, inne bardziej ciche. Od strony depozytu dwóch strażników wlokło posiniaczonego mężczyznę, odzianego jeno w spodnie. Był cały brudny, obity i przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Jego ręce skuli kajdanami do słupa, tak, aby stał tyłem do tłumu. Był znacznie osłabiony, ledwo trzymał się na nogach, lecz łańcuchy nie pozwalały mu się osunąć na ziemię.

Spośród ludzi wyszedł inny strażnik, dzierżąc w dłoni bicz.

– Za karygodną obrazę Szlachetnego aep Reisenfora w dniu 5 listopada 1272 r. skazuje się Roberta Deawana na 20 batów dziennie, przez siedem dni. – a gdy przemówił rozpoczął wykonywanie kary.

Z każdym uderzeniem skazany coraz głośniej krzyczał z bólu, lecz gdzieś powyżej połowy wymierzanych batów ucichł, prawdopodobnie tracąc przytomność. Strażnik nie przerwał jednak swej pracy, aż do ostatniego cięcia. Skóra na plecach skazanego ostała się w ciętych ranach, puchnąć zaczęła, a krew spływała mu na spodnie.

– Tako się kończy pyszczenie do szlachetnych. Mówiłam Ci. – szepnęła do męża jedna z mieszczanek.

– Siedź cicho, kobieto. – odpowiedział jej małżonek, po czym odwrócił się plecami do widowiska i z niewielkim uśmieszkiem na twarzy udał się w swą stronę, ignorując obecność żony.