W oczekiwaniu

Kozik i Słowek znali się od dawna. Nie jedno piwo wypili razem, nie jeden problem rozwiązali. Nie musieli czytać, czy pisać, bo życie znali. Wiedzieli kiedy orać, a kiedy siedzieć cicho w chacie. Od ostatnich wydarzeń na Polnej minęły miesiące, pan na włościach wrócił wraz ze swoimi zbrojnymi, a życie na Polnej wracało powoli do normy. Jeśli normą nazwać można najnowsze problemy, lecz były o nim niczym w porównaniu z tym, co działo się miesiące temu.

Słońce zachodziło powoli, gdy dwójka zatrzymała się w drodze z pola i spojrzała na południe.

– Myslisz że jeszcze przyjodą?

Słowek zamyślił się nim odpowiedział

– Downom nie byli, baby śpią lepiej.

– A i ludzie pana też jocyś spokojni.

Nie debatowali długo, bo każdy wie, że nocą szkaradztwa wychodzą, a jak ruszą szybszym krokiem to i jedno piwo jeszcze zdążą wypić, nim do domów wrócą.

Lecz spokój był ulotny. Zbrojny oddział, który zajął stare zamczysko w pobliżu Polnej parę miesięcy temu, nadal tam był. Do czasu powrotu pana na włościach zdążyli dobrze się tam ulokować i obłowić dobrociami z Polnej. A potem… ataki ustały. Jeszcze nim wrócił ten, który władał tymi ziemiami.

Tych co zostało było mniej, lecz nadal byli świetnie zorganizowani i uzbrojeni, a zapasów mieli na miesiące. Jednak nie ruszali się poza mury swojej twierdzy. Jakby czekali na coś – bądź na kogoś.