Jan znad potoku, jak wiadomym było w górskim Zarzewiu, gwałtownikiem był jakich mało. Przed nikim się nie korzył, za nic miał powszechne i niezrozumiałe dla niego autorytety, jak choćby ten w postaci zmarłego już – dzięki ci Melitele – horodniczego Verne’a. Jan, w prostocie swojej porywczości, jak coś do kogoś miał to i chętnie się tym afektem z najbliższą okolicą dzielił. Wszystkich sprawiedliwie po równo ciepłym słowem obdarzał, szczególnie często jednak straż w jej działaniach pochwalając. Jan, na tyle zwyczajowym stał się elementem zarzewskiego krajobrazu, iż nawet jego okuta gwoździkami, drewniana ręka sprawiedliwości, mniej już przerażała a i dziwić przestała dawno.
Jan, co również wiadomym było w grodzie, rodzinę swoją kochał nade wszystko – choć miłość nierzadko była to głośna i bolesna – gotów był w jej czci i zdrowia obronie, po wszelkie środki konieczne sięgać. Tedy, gdy nieszczęście wielkie cieniem na rodzinę Jana padło i tym razem stanął na wysokości zadania, jak każda głowa rodu ma w swej powinności.
Jak pies wściekły walczył ze złym słowem i pomówieniem obelżywym, kiedy to straż przez sąsiadów nasyłana, pukała do jego drzwi, rozpytując o krzyki i hałasy dochodzące z poddasza. Okutą gwoździkami pałką rozganiał wątpliwości i krzywe spojrzenia, w stronę jego rodziny kierowane. Wiele tygodni to trwało, wiele nerwów kosztowała Jana taka walka. Te plotki, których Jan rozgonić nie zdołał, albo o których nawet nie wiedział, zdradzały, iż na strychu jego domostwa zalęgło się potworzysko jakieś, albo i duch wrzeszczący po nocach. Inni jeszcze, za Janowymi plecami szeptali, o jakiej opętanej co ją rodzina przed światem chowa, by wstydu nie było i co by żaden parszywy wiedźmin kociorzerca jej nie ubił. Inni jeszcze, w owej opętanej dopatrywali się jednej z dwóch córek gwałtownika, której od dawna w grodzie widać już nie było, a która ponoć za mąż wydana została.
Plotki, miast z czasem cichnąć, na nowo zakwitły z początkiem lutego. Paradoksalnie wtedy, kiedy krzyki na piętrze domostwa nad potokiem ustały zupełnie. Plotki zakwitły cintryjskim błękitem, pstrzącym ulice pod drzwiami, błękitem zadającym wiele pytań, wyraźnie czegoś szukającym. I o tej zmianie mówiło się różnie. Jedni pewni byli, że porywczy pan domu męki córki swojej skrócił, inni zaś, że dziewczynę porwano, a jeszcze inni…
Ach, długo byłoby opowiadać.