Opowieści dziwnej treści

– Później mówiono, ze człowiek ten nadszedł od północy… – powiedział z zadumą mężczyzna w kapeluszu.

– Że co? – przerwal mu pryszczaty, zatrzymując w połowie drogi, pełny kufel.

– Eee to nie ta ballada – Rumiany już mocno kapelusznik uderzył w pusta butelkę po miodzie niczym w struny harfy i zmarszczył czoło a jego mocno nieobecny już wzrok poszukiwał zapewne weny lub pełnej butelki .

– O Dorzeczu mieliście opowiadać! O Dorzeczu…Gadaliście , że wiecie, ze wojskowych znacie, ze no ze informacje prosto z ręki! Jeśli myślicie ze tu się za darmo nachlać przyszliście to…

– Ah Dorzecze…siadajcie ,przecież mówiłem że opowiem.. no.. a miodu zostało co? No dobra mowie już! A wiec to było tak:

Owej nocy przepełnionej aura nadchodzących zmian, grupa najemnych w liczbie czterech, Ptakami się zwący, pod dowództwem pewnego porucznika, z wozem plandeka okrytym, zjechali do Dorzecza. Teren wokół pilnowało kilku wojskowych, wszyscy polegli z reszta ale o tym później. Owe Ptaki rozładunek zaczęły i wtem z płonącego kręgu wyskoczył czarownik i zaczął wydawać instrukcje. Potem się zaczęło, dziwne jakieś rytuały uskuteczniać począł owy czaromiot cesarski. Opisać to trudno , smród jednak był niemiłosierny i dymu dużo, i popiół poderwany ze zgliszczy przez wiatr co nad dawna osadą zerwał się przepotężnie. Błyskawic nie brakowało, oj nie. Na a gdy już zjawiły się zjawy, czarodziej wspomnianych żołnierzy rzucił im na pożarcie, a sam dokończywszy swoje sztuki tajemne, przegnał duchy a zbrojni najemnicy, co w eskorcie tam byli, z szaleństwa wydłubali sobie oczy a potem wszystko ucichło i nastał dzień…

– Ja słyszałem że to inaczej było – powiedział nagle jeden z zebranych przy ognisku a wzrok pozostałych zwrócił się w jego kierunku..

– Taa? – prychnął Kapelusznik – ciekawym skąd..

– A no jeden z polnej, mówił że jego brat widział jak ktos mówił że słyszał..no i opisał mi jak było:

 

Gdy już czarodziej na miejsce się zjawil, nakazał wszystkim zawiązać oczy, a sam jakie zaczął czary czynić krzycząc ciągle i rękoma wymachując. Ogień i dym buchał jak z pieca jakiego i ow ogień wypalił jednemu ze zbrojnych, a właśnie, oni nie Ptaki lecz Skrzydlate Komando się zwali, od piór na hełmie co ichni dowódca nosił, zresztą nie porucznik a sierżant. No ale ten ogień, co z czarciej misy się wydostać chciał, to jednemu wzrok wypalił a drugiemu twarz oszpecił , bo za blisko podeszli. Duchy czarownik przepędził, poza jednym, Królowa Zjaw, Owa przepędzić się nie dala ino z własnej woli weszła do wielkiego czarnego kamienia co na taczce leżał. Inne zjawy odeszły wnet. Czarownik zarządził odwrót lecz nie był zadowolony, zbrojni ,nie wiedzieć czemu, chcieli tam zostać. Lecz posłuchali i opuścili Dorzecze ot i cala historia.

Zebrani przy ognisku jak na znak skierowali wzrok w stronę kapelusznika lecz, ich oczom ukazał się pusty pieniek i wyraźny brak kilku butelek miodu.