Noc pełna krwi

Słońce chyliło się już mocno ku zachodowi nad Burzanem Wonnym, jednak nazwa ta nijak nie odzwierciedlała już tego zaniedbanego miejsca, które mimo wszystko wciąż tętniło życiem szczególnie po zmroku. Biedota raczyła się tanimi posiłkami w smażalni ryb, niektórzy zaś zapijali smutki wewnątrz pensjonatu, lub na piętrze przybytku zażywali innych rozkoszy dla ciała i ducha u jednej z dziewczyn Matrony Elizy. Te niemal sielską, codzienność amatorów tanich trunków i używek przerwał niespodziewany atak czwórki mężczyzn, którzy bez zbędnych słów wjechali konno w tłum, rozpędzając tłuszcze oraz sporadycznie szlachtując mieszkańców slumsu bez krzty zawahania czy litości. Przywodzący grupie, mężczyzna o długich blond włosach, niczym dowódca oddziału wykrzykiwał rozkazy do swych ludzi, nakazując kolejne bestialskie akty, które te jego ludzie w większości wykonywali. Pośród grupy był również niski, krepy mężczyzna, który miotał jak oszalały zaklęciami. Gdy padły pierwsze ciała, zarówno uzbrojonych jak i tych nieuzbrojonych, poczęli przesłuchiwać każdego kto wpadł w ich ręce wypytując, gdzie kryję się okryty złą sławą Rympałek. Z ust naocznych mówiono iż, gdy na niebie pojawiła się eksplozja światła, która pozostawiła po sobie łunę podobną do zorzy, przywódca grupy najeźdźców nakazał mordowanie świadków, nazbyt wielu jednak umknęło przed ich orężem rozbiegająć się jak w amoku we wszystkie strony w panice… Nim nastał świt, nowa grupa uzbrojonych mężczyzn, zaczęła oczyszczać teren z ciał, a widmo okrucieństwa z minionej nocy zastąpiła prędko szara rzeczywistość, ciche interesy i smród biedoty przywracającej pozorną normalność na tereny Burzanu.