W domu młodego podporucznika rozległo się głośne walenie do drzwi. Obudził się gwałtownie, przetarł oczy prędko i zerknął na swą śpiącą żonę, czy aby i ona się nie zbudziła. Widząc, iż ta wciąż śpi spokojnie, wstał pospiesznie z łóżka, gdyż czuł gdzieś w środku, iż owe pukanie nie zwiastowało niczego dobrego. Nałożył koszulę niedbale, zapinając krzywo kilka guzików, a następnie udał się, aby owemu niecierpliwemu drzwi otworzyć.
– Podporuczniku aep Bradhich! – zasalutował młody rekrut, którego szkolił na kilku treningach. – Pilna wiadomość od kapitan aep Anael Colrys. – wręczył podporucznikowi list z wojskową pieczęcią, z nadgorliwością typową dla świeżaka, który perfekcyjnie zadanie swe pragnie wykonać.
Ten zaś skinął do młodego, pozwalając mu się oddalić. Rekrut zasalutował raz jeszcze, stuknąwszy obcasem o drewnianą podłogę tarasu i oddalił się prędkim krokiem.
Młody mężczyzna usiadł na fotelu, odpieczętował co w ręku trzymał i list czytać powziął. Z każdym słowem odczytanym, brwi jego coraz bardziej się ściągały.
Rozkazy przyszły niespodziewanie. Wtargnęły do domów żołnierzy tuż przed świtem, gdy noc jeszcze ciemną kołderką świat otulała, z wolna ustępując jaśniejącej poświecie dnia. Wielu jeszcze na wpół śpiących mundur i zbroję przywdziewać powzięło. Wielu z rodzinami się pożegnać nie zdążyło. Wielu w pośpiechach domy opuściło. Bo prędko trzeba było ze stolicy wyruszać.
Z samego rana, gdy miasto jeszcze spało, niewielki oddział żołnierzy wyruszył na front.