Morderca Z Zarzewia

Było to spokojne popołudnie w podzarzewskiej wsi, niedziela jak każda inna. Mieszkańcy zaczęli przygotowywać się do pory obiadowej. Na stołach już pojawiały się miski z obfitym jedzeniem, dzbany miodu pitnego i garnce pełne gorącej strawy. Wtem spokój owego popołudnia przerwały donośne wrzaski.

– Zamordowali ją! Zamordowali ZOOOOSIĘ!!!

Niemal wszyscy oderwali się od posiłku, zostawiając na stołach jeszcze ciepłe, parujące dania i wybiegli ze swych domów. Jeden złapał za widły, co były pod ręką, ktoś sztućce już brudne z resztkami jedzenia od obiadu chwycił i wybiegł, jeszcze inni w te pędy po straż zarzewska pobiegli. Po krótkiej chwili grupa straży wybiegła ze strażnicy w kierunku wsi, a młoda pastereczka w panicznym szlochu, z łamiącym się głosem. wskazała miejsce znalezienia swej przyjaciółki, z którą to opiekowała się owcami. Znały się co najmniej ze 3 lata i zżyły się wielce, spotykały się niemal codziennie w karczmie “Pod Błękitnym Niedźwiedziem”, gdzie często przesiadywały po ciężkim dniu. Plotkowały i zabawiały się wzajemnie, w uśmiechu radości i uścisku prawdziwej przyjaźni. Były prawdziwymi duszami towarzystwa podzarzewskiej wsi. Młoda kobieta osierociła 5 letnie dziecko, którym zaopiekowali się pogrążeni w rozpaczy rodzice i przyjaciele.

Oddział zarzewskiej straży wsparty ochotnikami rozpoczął pościg za sprawcą tejże okrutnej zbrodni.