Idzie wojna

Bogumił był zmęczony. Wczoraj były urodziny szwagra. Nie lubił szwagra, ale że on stawiał to przyszedł. Gdy wstał rano głowa mu pękała, ale do roboty iść trzeba.

W drodze usłyszał głośną rozmowę dwóch znajomych głosów. Za winklem siedzieli kupcy przy wozie. Pili z nimi wczoraj w karczmie i z tego co widział, oni pili dalej. Widać zdrowia i pieniędzy im nie brakuje.

Bogumił zabiłby za kacowe piwo. Włożył na twarz nieszczery uśmiech i podszedł do kupców nawalonych tak, że ledwo byli w stanie siedzieć. A że przy tym mówią, nie bełkoczą, zakrawało o cud. Poznali go, gdy tylko podszedł. Po zdecydowanie zbyt wylewnym przywitaniu, kupcy poczęstowali go zawartością beczułki, stojącą na wozie i wrócili do swojej przerwanej dysputy.

-Mówię Ci panie, znów wojna będzie. Nilfgaard idzie.

-Panie toć my są Nilfgaard!

-HA! Ja o prawdziwym Nilfgardzie mówię, tym na południu! A nie tu jakiś przebierańcach z północy! Odziały, co na granicy stacjonowały siem zbierajo do wymarszu, a i oddziały Cintryjskie też siem zbierajo, bo one tera przecie oddziały cesarskie som. Może i lwy na sztandarach, ale wiadomo komu oni służą. Wy Cintryjczycy to jednak sprzedajne kurwy jesteśta!

-Kutafonie jeden, toć nawet obrażać ludzi nie umisz! Ja jestem ze Srebnogórza, nie Cintry!

-A to siem okaże, co będziesz niebawem. Bo te oddziały to na was maszerować majo ponoć!

Boguś dalej nie słuchał, Zajęła go znacznie poważniejsza kwestia: „czy aby na pewno zamknął drzwi do chałupy, jak wychodził? Nie może się przecież wrócić, żeby sprawdzić, bo i tak już spóźniony jest, a piwo chyba skwaśniałe. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda.”