Grupka kobiet zaczęła gromadzić się na placu w Starorzeczu. Zbite w kupkę niewiasty, naradzając się wyraźnie co chwilę wskazywały na ustawione na placu stoły i mężczyznę za nim. Naradzie owej towarzyszyło intensywne gestykulowanie połączone z wypchnięciem co i raz jednej z niewiast bliżej środka placu. Wypchnięta jednak wnet starała się usilnie, jakby od tego zależało jej życie, wcisnąć się na powrót w kłębowisko sukni i trajkotu. Po dłuższej przepychance, której intensywność zdążyła skupić uwagę i zainteresowanie mieszkańców i podróżnych, zapadła decyzja. Można było to poznać po tym że wypchniętej kobiecie o przerażonym wyrazie twarzy, ściana rak uniemożliwiła powrót do stada a wystawione palce wyraźnie wskazywały jedyny słuszny kierunek. Owa wypchnięta poprawiła suknie , wzięła głęboki wdech i podeszła na środek placu a za nią trzy metry, nie bliżej, reszta niewiast. I wtedy się zaczęło : trajkot wymieszany z modlitwa, gromki szloch któremu towarzyszyło błagalne unoszenie rak ku niebu, głośny płacz i błagania przez które dało się słyszeć słowa „no podejdź głupia no powiedz mu no” .
Napierająca ściana świdrującego nieznośnie dźwięku oraz nieubłagalnie zbliżającego się chaosu uderzyła podkomorzego niczym mroźny górski wiatr. Opuścił powieki starając się wychwycić z rozgardiaszu cokolwiek a wyraz jego twarzy, z każdym krzykiem i każdym szlochem niewiast przed nim , nabierał coraz większej irytacji.
– Dosyć! W kolejkę się ustawić! Szeregowy do mnie- przywołał zbrojnego dodatkowym gestem dłoni- I CISZA! O co do licha ciężkiego chodzi?
– Panie podkomorzy – powiedziała lekko jąkając się kobieta wypchnięta na początek kolejki- My zgłosić chciały zaginiecie.
– Czyje zagniecie?
– No mężów naszych…co nagle poszli i zaginęli …rozumie pan podkomorzy?
– Kobieto, jak ja bym miał zajmować się każda baba co jej mąż poszedł i go nie ma to ja bym nic innego w życiu nie robił. O co ten raban? Pewno wróci jak tylko..hmm – wychylił się i wskazał- a one to w podobnej sprawie?
– TAK! – odpowiedziały chórkiem.
Mężczyzna po chwili dłuższej wyciągnął papier i zamoczył pióro w kałamarzu.
– Skąd wy i jak się zwiecie?
– Pelina z Dworków panie ale to nie tylko o Dworki się rozchodzi, ale o wszystkie okoliczne wsie!
– Dobrze dobrze…TAK słyszę ! Mhm ..dobrze tak… Cisza do diaska! I powoli ..mówię powoli nie na raz! kiedy zaginął?
– No oda dawna było z nim cos wiecie niedobrze , stara Matulkowa naparzyła ziół i no bo gadał że słyszy głosy i pil te zioła ale nie pomogło chyba bo ot pewnego wieczoru gdyśmy wieczerze spożywali tak wstał z łyżka w dłoni i poszedł . znaczy trzy dni temu to było, zwykle wracał wcześniej.
– A mówił co? Gdzie idzie albo cokolwiek?
– Ano nic i poszedł panie podkomorzy, za przeproszeniem , z gołą rzycią bo wtedy żem mu spodnie właśnie cerowała…