Archive by Author

Wyborne wieści

Rennahor wskazał zarośniętą brodą najnowsze wydanie Gazety Wybornej. Kilka drobnych monet mignęło w tej milczącej wymianie. Wiedział, że nie warto sięgać po inne miejskie paszkwile ociekające w plotki i szukające taniej sensacji. Dziś interesowały go tylko konkrety.
Przepchał się przez wcale mały tłumek, jak i on, spragnionych informacji w obliczu ostatnich wydarzeń. Był pewny, że niewysoki, piegowaty chłopaczek w tej nieregularnej kolejce bardziej zainteresowany był zawartością sakiewek kupujących niż wnętrzem oferowanych gazet. Pewnie nie umiał nawet czytać.

Ruszył szybszym krokiem w stronę miejskiego parku, uprzejmym skinieniem pozdrawiając z daleka Cynthię, mieszkankę kamienicy przy Piekarskiej. Z daleka, bo na jej opowieści o licznych kochankach i miłosnych lawiracjach nie miał dziś wyjątkowo ochoty.

Rozsiadł się w altanie, gazetę rozkładając sobie na kolanach. Pierwsza strona krzyczała grubą czcionką o brutalnym morderstwie burmistrza, Cengora Barszcza. Robota lojalistów zapewne. Barszcz znany był ze swojego oddania cesarskiemu ustrojowi i zapłacił za to więcej, niż wynosił jego niemały majątek, który zawdzięczał wielu przemyślanym inwestycjom.
Obszerny artykuł zapewniał, że straż wpadła już na trop sprawców, a najwyższą karę za ten haniebny czyn poniosą nie tylko ci bezpośrednio zamieszani w morderstwo, ale również osoby zatajające informacje, w tym osoby bliskie sprawcom. Wkurwili się. W końcu.

Kolejny artykuł również był pełen niepokoju. Sprawdził dla pewności czy wzrok nie płata mu figli. Nie płatał. Uliczne, krwawe walki wciąż zbierały liczne żniwo, z tą różnicą, że tym razem agresorzy mieli zdecydowanie zbyt długie uszy i zbyt krótkie, drobne zęby.
„- Nie patrzyli kto w biesiadnej siedzi. Wpadli jak burza i burza właśnie się między stołami rozpętała. Sobota, wieczór, gości pełno… Wszystkich by do cna wyrżnęli, gdyby nie nasza dzielna straż” – relacjonował jeden z naocznych świadków zamieszania w 'Karczmie u Krzysia’.

Brutalne ataki powtarzały się coraz częściej. Port, Miedziana Brama, getto – w tych okolicach noc nie była już najbardziej niebezpieczną porą na wędrówki. Do zamieszek dochodziło spontanicznie, również w środku dnia. Rozjuszeni nieludzie nie szczędzili nikogo, ani kobiet, ani dzieci, ani starców i niedołężnych żebraków, a wśród nich i okulawionych, wojennych weteranów, którzy niezdolni do pracy, przesiadywali na krawężnikach bardziej uczęszczanych portowych ulic.
Nic więc dziwnego – zauważył redaktor – że uciemiężeni mieszkańcy dwóch zwaśnionych dzielnic zjednoczyli się przeciwko wspólnemu wrogowi i odpowiedzieli. A była to odpowiedź bardzo dosadna.
W krwawej łaźni utopiono nie dziesiątki a niemal setki nieludzi: elfów, krasnoludów i mieszańców. Ogień, który niestety dość szybko ugaszono, prawie zdążył strawić jedną z chat w gettcie. Straż zareagowała błyskawicznie, sprawnie przywracając spokój w targanych chaosem dzielnicach. Niedobitki elfich bojówek uciekły z miasta, niejednokrotnie gubiąc po drodze buty (głównie lewe – przyp. red.) Cóż, trochę szkoda. Jeszcze chwila a odwieczny problem tego miasta posprzątałby się sam.

Z kolejnej strony gazety spojrzała na Rennahora dumna rycina nilfgaardzkiego oficera, wskazująca go palcem. Była na tyle wymowna, że nie potrzebował sięgać wzrokiem do hasła poniżej, by zrozumieć, że armia go potrzebuje. Obok wyszczególniono adresy utworzonych na tę okazję punktów poboru zaznaczając, że doświadczenie nie jest wymagane, ale oczywiście będzie mile widziane. To by wyjaśniało te tłumy przy Wschodniej Bramie.

Lekturę przerwano mu brutalnie. Szarpnięcie za ramię i wylądowanie na ubitej przy ławce ziemi poprzedziły krzyki strażników. Przeszukano go od razu. Nim zdążył wyjaśnić, że nie jest żadnym lojalistycznym łącznikiem a gazeta nie jest znakiem rozpoznawczym, prowadzono go już brukowaną ulicą w stronę prześwitu między kamienicami. Zszokowana Cynthia odprowadzała go wzrokiem i w zasadzie pierwszy raz pożałował, że świadomie zrezygnował z jej towarzystwa i pustego krzesła obok, na które tak chętnie zapraszała przechodniów.

Grube akta sprawy

Słońce powoli zachodziło nad dachami miasta. Promienie wpadające przez zniszczone okno rozmyły się w zapadającym zmroku i jedynie światło świecy stawiało już czoła ciemnościom. W pomieszczeniu na piętrze, oprócz prowizorycznego stołu, na którym znajdowały się teraz stosy papierów, oraz resztki zniszczonych mebli, znajdował się sporej grubości pal. W świetle świecy widać było mocne sznury, którymi przywiązano go do stropów przy suficie. Dolna część została przybita gwoździami i przytwierdzona deskami do podłogi. Podłoga pod palem była zauważalnie ciemniejsza, a powietrze w izbie nosiło dziwny, metaliczny posmak. Żar na końcówce papierosa zaiskrzył wraz z oddechem, gdy mężczyzna sięgnął, kolejny już raz, po papiery.
“Otrzymano zgłoszenie o podejrzanej aktywności w domostwie znajdującym się tuż przy Pachnącej Bramie. Na miejsce przybył oddział straży. Po dokonaniu wstępnego rozeznania postanowiono sprawdzić wnętrze budynku. Drzwi do domostwa były zamknięte, wyłamano je z zawiasów. Po wejściu do środka wyczuwalnym od razu stał się zapach gnijącego mięsa. Dokonano przeszukania i odnaleziono na piętrze ciało mężczyzny przywiązanego do prowizorycznego pala. Ręce i nogi skrępowano liną, dłonie znajdowały się powyżej głowy…”

Mężczyzna przełożył kartkę w obszernym pliku akt.
“Po zakończeniu sekcji zwłok, przywiezionych dnia 10 kwietnia 1271, potwierdzamy, że należą one do burmistrza Cengora Barszcza. Ciało zostało oskórowane ostrym narzędziem z pominięciem głowy, dłoni i stóp. Na nadgarstkach i kostkach widoczna jest opuchlizna oraz ślady otarć pozostawione przez liny. Język mężczyzny, sądząc po rodzaju rany, został częściowo odcięty a częściowo wyrwany, za pomocą cęg bądź innego narzędzia. Bazując na zadanych ranach oraz stężeniu post mortem przypuszczamy, że śmierć nastąpiła kilka godzin po zdjęciu skóry z denata. Spowodowana była ona hipotermią i utratą dużej ilości krwi…”

Krzesło zaskrzypiało, gdy mężczyzna ciężko oparł się o nie plecami. Rękami pogładził skronie, starając się odpędzić narastający ból głowy. Heinke uporałby się z tym burdelem raz, dwa, mając przy tym nielada rozrywkę. Niestety, ostatnia rozrywka Heinkego okazała się zbyt dosłowna. Mężczyzna odetchnął głośno i sięgnął mimochodem do kolejnych raportów straży miejskiej. Ktoś w końcu musiał się tym zająć. Bójki, kradzieże, morderstwa. Trup za trupem. W tym jeden dziwnie zasuszony. Nie śmierdział nawet za mocno. Searvan Gotch, pracownik szpitala miejskiego, dość majętny. Mieszkał sam, w towarzystwie swoich czarnowłosych niewolnic. Z nikim nie miał zwady. Sprawa utknęła w martwym, dosłownie, punkcie, jak i wiele innych. Inne akta, drobnym drukiem, opisywały serię zgłoszonych napaści i walk zarówno w dzielnicy portowej, jak i samej Miedzianej Bramie. Ostatni z nich, inny od poprzednich, mówi o zorganizowanej grupie zbrojnych, która wdarła się pod Pachnącą Bramę i niezatrzymana przez nikogo skierowała się na teren getta, gwałcąc i zabijając po drodze, kogo popadnie. Pod koniec raportu podkreślono słowa “dwadzieścia jeden trupów” oraz dopisano „Ci sami „rycerze” odpowiedzialni za mord pod jadłodajnią czy…?”
Do raportu dołączono krótką notkę, o starannym piśmie, z kilkoma słowami: “Miedziana Brama ponownie organizuje lokalną straż. Tym razem to coś poważniejszego”. Pod spodem dopisano, innym stylem pisma, “Kto nimi kieruje?”

Resztki popiołu z papierosa spadły na blat stołu. Od rana wiedział, że to będzie ciężki dzień. Najpierw raport z zatrzymań, lista podejrzanych i poszukiwanych wydłużyła się prawie dwukrotnie po przesłuchaniach, a ci, których już mieli — potwierdzili, że pracowali bądź pracują dla Steffrona. Teraz to, spojrzał na miejsce zbrodni, a na dokładkę w mieście już krążą plotki, że Steffron kończy organizować armię i lada dzień zamierza ruszyć na Emersvort. Normalnie nie dałby wiary głupiej plotce, ale nilfgaardzkie wojsko, nagle zaczęło intensywnie rekrutować w swoje szeregi.
Zebrał wszystkie papiery i wstał. Miał dzień, góra dwa nim całe miasto dowie się o śmierci burmistrza. Do tego czasu musi dowiedzieć się, co udało się straży wyciągnąć ze schwytanego podejrzanego.

Atrakcje turystyczne w Emersvort

– O, tu pisze! – młody, schludnie ubrany chłopak wskazał palcem na ustęp w przydługim tekście, powieszonym na tablicy informacyjnej – Niniejszym ogłasza się, co następuje. – zamlaskał kilka razy, zanim nabrał oddechu – Zwolenników samozwańczego diuka Steffrona ogłasza się terrorystami. Każdy, komu w sprawiedliwym procesie udowodni się niecny proceder wspierania objętego infamią uzurpatora, uznany zostaje winnym udziału w zamachu stanu, morderstwie, zdradzie kraju oraz Miłościwie Panującego Diuka Vadenkampa. – przeczytał powoli, dokładnie, niemal z namaszczeniem. Poprawił beret, z ukosa zerknąwszy na swojego rozmówcę – Kto wiedzę posiada o wyżej wspomnianych, winien niezwłocznie zgłosić się do najbliższego posterunku straży miejskiej. Wszelaka pomoc lub wsparcie udzielane terrorystom, jako i próby utajenia informacji, uznane będą za współudział w procederze terrorystycznym i karane w majestacie prawa na równi z aktem bezpośredniego udziału we wspomnianym przestępstwie.
Jest napisane, młody – sucho rzucił ten z tyłu. Z niechęcią wymalowaną na twarzy, zapiął ściślej płaszcz, przez który przedzierały się podmuchy zimnego wiatru. Młody zamrugał kilka razy.
Co?
Jest napisane. Taka jest poprawna forma. – mówiąc to, rozejrzał się po Placu Wolności. W drodze do Emersvort ledwo uciekł przed bandą grasantów, a straż miejska przetrzepała go przy bramie. Zresztą nie tylko jego. W sumie, to może uważać się za szczęściarza. Kobietę, która była sprawdzana chwilę przed nim, oskarżono o wspieranie lojalistów i czynny udział w zamachach terrorystycznych. Gdy go kontrolowali, okazało się, że kobieta ta jest również złodziejką, cudzołożnicą i wiedźmą. A wszystko to podciągnięto pod paragraf, chociaż na jego rozum, przynajmniej kilka rzeczy przestępstwem nie było. Fryss nie dowiedział się jakie jeszcze są winy młodej kobiety, gdyż skończono go trzepać i postanowił oddalić się szybkim krokiem. Mimo wszystko, miasto zrobiło na nim dobre wrażenie. W sumie tego spodziewał się po stolicy Srebrogórza – tętniących życiem ulic, kwitnącego handlu, wspaniałej architektury. Mały zgrzyt powodowały niechętne spojrzenia, jakimi obrzucano ubranego w obcy ubiór przybysza oraz pewna doza nieufności, z jaką rozpoczynano każdą rozmowę. Przeszedł sławnym Pasażem Enillydów, dalej wybierając drogę przez Plac Kruka i świeżo odbudowany Dom Kultury. Aż trudno uwierzyć, że pyszniące się bogatymi zdobieniami mury i witraże jeszcze niedawno były kupą gruzu.
Toć mówię, panie! Tako pisze! – młodzieniec ponownie wbił wzrok w ścianę tekstu – A o tu stoi, że zamieszki w Miedzianej Bra…
Dobra, młody. Gdzie tu jest jakaś karczma? Porządna, bez karaluchów i pluskiew. Ale taka, żeby nie zdarli do ostatniego miedziaka. 

***

28.03.1271 Emersvort, Miedziana Brama

Tod! Kurwiu mały jeden ty… TOD!!! – stary trzasnął otwartą dłonią w policzek leżącego. Leżący, jak to trup, nie zaregował. – Kurwa no. Tod, słuchaj, nie wygłupiaj się. Nie rób mi tego, proszę cię. – patrząc na potężnego, starszego mężczyznę, który gorączkowo potrząsa leżącym młodzieńcem, można by poczuć przykre ukłucie w sercu. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Trudno bowiem było pominąć nabijaną pałkę, którą przed chwilą przywiesił u pasa. Dyndała się tam w takt uderzeń wyprowadzanych przez dryblasa, a wraz z nią dyndał się również nabity na jeden z kolców płat skóry, który niewątpliwie należał do innego trupa, leżącego tuż obok.
Tod od kilku dni miał pecha, chociaż zapowiadało się dobrze. Najpierw zrobili raban w dokach. Rozbili kilka łbów portowym chujkom, poprzewracali kilka straganów śmierdzącym handlarzom ryb i do tego przechwycili pomniejszego dilera. Gdy tylko zaprowadzili go do szefa, to niemal od razu natknęli się na samotnego elfa. Zajęli się nim z radością.
Na tym ich szczęście się skończyło, bo gdy łamali mu trzeci palec, do budynku wpadło kilku innych. Tod nie zajmował sobie głowy liczeniem. Wraz z Cesperem dali nogę tylnymi drzwiami i wiali ile sił. Niby znali doskonale zaułki Miedzianej Bramy, niby nie pierwszy raz biegli po nocy między zaniedbanymi budynkami, rozchlapując dookoła siebie cuchnącą breję, która pojawiała się na ulicach po każdym deszczu. A jednak trafili nie tam, gdzie potrzeba – prosto na kolejną grupę nieludzi. Na ich szczęście nieludzie zajęci byli innymi ofiarami. To wtedy ktoś krzyknął “Nieludzie mordują Haneczkę!”.
A w chwilę potem rozpętało się piekło. Ulice zapełniły się wściekłym tłumem zarówno ludzi, jak i nieludzi. Tumult, bieganina, bezładna rzeź, krzyki rannych, konających, błagania o pardon wypowiadane w niemal wszystkich językach świata zlały się w niezrozumiały zgiełk. Ktoś najwidoczniej rzucił pochodnią, bo po krótkim czasie doszedł do tego swąd spalenizny, a całe getto spowiły gęste kłęby dymu. Tod i Cesper dość szybko dali nogę. Być może dlatego udało im się uniknąć stanowczej, brutalnej i porządnie spóźnionej interwencji straży miejskiej. Następnych kilkanaście godzin przekiblowali w melinie, która dziwnym zrządzeniem losu nie została splądrowana. Z bezpiecznego schronienia obserwowali, jak część nieludzi wyrywa się z kotła i wieje w stroną bramy. Potem nieco ucichło. Lecz, prawem serii, spokój nie trwał długo. Ledwie zdążyli zmrużyć oczy, gdy na parterze głośno trzasnęły wyważone drzwi. Chwilę później wraz z resztą kompanów walczyli o swoje życie.
Tod nie był jedynym trupem. – A chuj z tobą! Słyszysz? Chuj z tobą! – Cesper raz jeszcze spoliczkował zwłoki. Nogi niemal odmówiły mu posłuszeństwa, gdy spróbował wstać. Nieprzytomnym wzrokiem omiótł pomieszczenie, aby po chwili potrząsnąć głową. Nachylił się nad najbliższym trupem, wprawnymi ruchami badając zawartość sakwy. Opróżniwszy ją z tego, co uznał za cenne, kopnął z rozmachem w brzuch trupa. – Jebać kurwy z doków!

Kamień na kamieniu

Emersvort, 10 marca 1271
05:32

Cadwgan oprzytomniał jeszcze przed pierwszym pianiem koguta, jak miał w zwyczaju. Koguty nie były mu potrzebne, bo odrażający odór tego miasta zbudziłby go nawet zza grobu. Znajdował się niby w lepszej części stolicy, w Alejach Zdobywców, gdyż tam właśnie stał dom jego kochanki, jednak poranny smród uderzał z południa, czyli od rozciągniętej dzielnicy Miedzianej Bramy.
Ubierając odzienie starał się robić to jak najciszej, byle tylko nie zbudzić kobiety leżącej na ogromnym łożu. Pomyślał, że jej nieobecny mąż musiał zapłacić za ten gabaryt więcej, niż Cadwgan za swojego kłusaka.
Zszedł na parter i bez słowa minął służkę oraz dwóch niewolników sprzątających jadalnię tego wielkiego domu. Przed ósmą powinien zameldować się w konsulacie Attre, a musiał jeszcze udać się do tutejszego aresztu po raporty w sprawie jakiegoś przesłuchiwanego. Chciał też wstąpić do miejskiej łaźni i spędzić tam przynajmniej dwa kwadranse. Nie lubił samego Emersvort, ale uwielbiał tę łaźnię. Profesjonalna placówka, prawie tak piękna jak ta w Rhenie, w Księżycowej Samotni. Zawsze zastanawiała go też płaskorzeźba przedstawiająca wielkiego pająka z głową lwa, która zdobiła główną salę z basenem. Zaniepokoił się i zdziwił samego siebie, że tak często wraca do niej myślami.

***

Emersvort, 10 marca 1271
09:44

Trzy trupy. Mało – mruknął oficer Garren i spróbował wyszukać wzrokiem swojego przydupasa. Giermka wprawdzie, ale Garren nie przepadał za tymi wszystkimi rycerskimi normami. Nie dostrzegł przydupasa w pobliżu. Za dużo dymu.
Mało, majorze? – dopytał stojący obok żołnierz, który dopiero minutę temu wrócił z zadymionych ruin aresztu miejskiego. Płomienie były już ugaszone przez straż ogniową, ale gęsty dym wciąż unosił się dookoła. Od wybuchu, który wstrząsnął Alejami Zdobywców, minęły już prawie cztery godziny.
Mało. Za mało jak na terrorystów – Garren zamyślił się na dłuższą chwilę. – Znaleźliście klucznika, żołnierzu?
Martwy, majorze. Ten drugi też, ten elegancki znaczy.
To wiem. Czyli cztery trupy. Straż ogniowa ustaliła coś jeszcze?
Tak jest, majorze. Dyplomata to był, z Rheny, zdaje się. Z tych co goszczą w konsula…
Wiem o dyplomacie, żołnierzu – urwał mu major Garren. – Pytam o wybuch. Czy wiedzą coś o wybuchu. Skupcie się.
Tak jest, majorze, ale niewiele. Eksplozja od podłogi, ładunek umieszczony w jakiejś szczelinie, jeszcze to badają. Ten więzień co przeżył może widział coś więcej, ale na razie nie jest w stanie z siebie nic wydusić. Posłano dla niego po tutejszą lekarkę, ale nigdzie jej nie ma. Zaraz powinien być ktoś ze szpitala. Przesłuchamy, dopytamy, majorze.

***

„Dziesiątego marca około godziny 18:00 doszło do brutalnego napadu na klasztor Melitele stojący na przedmieściach Emersvort. Licząca tuzin bandytów grupa wykorzystała chaos panujący w stolicy po groźnym wybuchu w areszcie miejskim i wtargnęła do klasztoru (miejsca uznawanego przez Nordlingów za uświęcone – przyp.red.). Bandyci próbowali dostać się do skarbca w piwnicy. Po drodze bez trudu unieszkodliwili kilkanaście kapłanek oraz osób odwiedzających klasztor, w wyniku czego siedmioro Nordlingów (w tym pięć kapłanek) straciło życie.
Bandyci okazali się jednak nieprzygotowani na realny opór, jaki stawili im stacjonujący w klasztorze rycerze Zakonu Białej Róży. Bracia zakonni zablokowali zejście do piwnicy i podjęli walkę z napastnikami.
Jak donosi Kurierowi jeden ze świadków zdarzenia, broniących wejścia do piwnic rycerzy było trzech, zaś napastników siedmiu lub ośmiu. Pozostali bandyci zatrzymali się w holu, grabiąc poległych i gwałcąc pozostawione przy życiu siostry Melitele.
Krzyki i odgłosy walki prędko ściągneły na miejsce masakry pozostałych braci Zakonu Białej Róży, a wkrótce potem z odsieczą przybyła również resztka oddziału straży miejskiej ze wschodniej bramy Emersvort.
Ostatecznie atak został odparty, klasztorne piwnice nietknięte i aż siedmiu bandytów zostało zabitych w wyniku walki, zaś pozostali uciekli w popłochu w stronę wschodnich lasów. Śmierć poniosło też dwóch rycerzy zakonu, a trzech dzielnych strażników miejskich zostało rannych i trafiło do szpitala, jednak ich życie nie jest zagrożone.”

– Fragment czwartkowego wydania Błyskawicznego Kuriera Emersvort

Roztopy nowego dziesięciolecia

Druga połowa lutego roku 1271 przyniosła wreszcie długo oczekiwane ocieplenie. Zima, jakiej Cintra nie widziała od dziesiątek lat, w końcu ustępowała miejsca zbliżającej się wiośnie, lecz pozostawiła po sobie bolesny ślad zwiększając liczbę rezydentów srebrogórskich cmentarzy o niemal połowę. Emersvort, dumna stolica Srebrogórza, odżyło. Handel i produkcja szybko wracały do siebie po trzech miesiącach zastoju. Piekarnie, fabryki i warsztaty zostały pootwierane, choć większość z nich musiała zatrudnić nowe osoby. Po raz pierwszy od wielu lat w Srebrogórzu było więcej pracy niż chętnych do jej wykonywania.


Na początku marca odbudowa Nilfgaardzkiego Domu Kultury, zniszczonego w wyniku grudniowego zamachu terrorystycznego, dobiegła końca. Stołeczna władza nie zapomniała jednak o tym straszliwym wydarzeniu, choć dochodzenie prowadzone przez kanclerza Galveza nie przyniosło większych skutków. Nilfgaardzcy mieszczanie coraz bardziej domagali się ujęcia sprawców zwłaszcza, iż z nieznanych władzy źródeł prowadzona była propaganda strachu i chociaż nadchodząca wiosna ożywiła miasto, zlęknieni mieszkańcy nie przestawali oglądać się za siebie. W obliczu rozsiewanych pogłosek mówiących o tajnych współpracownikach lojalistycznych zamachowców, nieufność Nilfgaardczyków wobec Nordlingów znacznie się nasiliła. Równie mocną presję w sprawie ujęcia terrorystów wywierała także szlachta przebywająca na dworze. Sprawa została przekazana w ręce wojska oraz straży miejskiej, która rozpoczęła serię kontroli i nalotów na domy, ośrodki i warsztaty należące do Nordlingów.


Rosnący w mieście niepokój spowodował ożywienie wśród stołecznego półświatka, który do tej pory zdawał się działać bardzo ostrożnie. Pierwsze konsekwencje renesansu gangów miały miejsce w dzielnicy Złotego Daru, głównie części portowej, gdzie doszło do kilku poważnych i krwawych starć między niezydentyfikowanymi grupami przestępczymi, natomiast w slumsach znajdujących się w dzielnicy Miedzianej Bramy bez śladu zniknęlo kilku pracowników stoczni oraz magazynów portowych. Ponadto czwartego marca przy ulicy Wonnej znaleziono półżywą elfkę, pracownicę sklepu spożywczego Stonka, która została brutalnie pobita i okaleczona. To również kolejny przypadek ataków na przedstawicieli Starszych Ras w tej części Emersvort.

System języków

Lada moment na Tajemnicach Cintry wprowadzony zostanie system języków. Nasze postaci będą mogły posługiwać się trzema językami: Wspólną Mową, Starszą Mową oraz Językiem Nilfgaardzkim. Znajomość każdego języka podzielona jest na 10 poziomów. Komunikacja będzie przebiegała na podstawie poziomu zarówno mówiącego, jak i słuchacza. Im gorzej mówiący lub słuchacz zna dany język, tym trudniej będzie się im dogadać. Nauka języków odbywa się poprzez zakup poziomów za PD. Koszt każdego poziomu wynosi 30 punktów doświadczenia.
Języki będą łatwe do odróżnienia w samej grze, jako iż każdy z nich posiada własne stałe barwy (szept, mowa, krzyk – odróżnione odcieniami). Dla Wspólnej Mowy jest to niebieski, dla Nilfgaardzkiego złoty, a dla Starszej Mowy czerwony.
Wszystkie osoby posługujące się danym językiem będą odgórnie korzystały z ustalonej barwy.
Stosowanie trybu „emote” nie jest zależne od języka i każda postać będzie mogła nadal wyrażać emocje bądź czynności za jego pomocą, co oczywiście niesie za sobą zakaz porozumiewania się słownie korzystając z nich.

Startowe poziomy języków dla każdej z ras wyglądają następująco:

Nordling: 10 wspólna mowa, 0 st. mowa, 0 j. nilfgaardzki
Nilfgaardczyk: 0 wspólna mowa, 3 st. mowa, 10 j. nilfgaardzki
Krasnolud*: 10 wspólna mowa, 0 st. mowa, 0 j. nilfgaardzki
Niziołek*: 10 wspólna mowa, 0 st. mowa, 0 j. nilfgaardzki
Gnom*: 10 wspólna mowa, 0 st. mowa, 0 j. nilfgaardzki
Pół-Elf*: 10 wspólna mowa, 0 st. mowa, 0 j. nilfgaardzki
Elf – w zależności od koncepcji postaci**:
-Wolne elfy (Aen Seidhe, Lud Wzgórz): 2 wspólna mowa, 10 st. mowa, 3 j. nilfgaardzki
-Miejskie elfy z Nordlingów: 10 wspólna mowa, 0 st. mowa, 0 j. nilfgaardzki
-Miejskie elfy z Nilfgaardu: 0 wspólna mowa, 3 st. mowa, 10 j. nilfgaardzki

*jeśli wg. koncepcji postaci pochodzi ona z Nilfgaardu, zamiast Wspólnej Mowy stosuje się Język Nilfgaardzki. Poziom wg. konieczności zmieniany jest przez Mistrzów Gry po utworzeniu postaci (dotyczy również obecnie istniejących)

**poziomy przyznawane są przez Mistrzów Gry po utworzeniu postaci (dotyczy również obecnie istniejących)

Ponadto z racji wprowadzenia systemu 6 miesięcy po starcie gry, postaci grające od długiego czasu otrzymają automatyczny bonus do języka obcego z racji przebywania w wielojęzycznym mieście. Bonus spowodowany jest faktem, iż wcześniej nie było możliwości przeznaczania PD na coś takiego jak języki i stanowi swojego rodzaju nagrodę za długotrwałe uczestnictwo w życiu TC.
Bonus dodawany jest do języka obcego, to znaczy: Nordling, krasnolud czy gnom otrzymają +0-3*** do Języka Nilfgaardzkiego.
Nilfgaardczyk otrzyma bonus +0-3 do Wspólnej Mowy.

***kwota bonusu liczona jest automatycznie wg. czasu istnienia postaci (minimum 50 dni realnych). Im starsza jest postać na koncie, tym wyższy bonus otrzyma.

Pasywna premia do języków

Wartość Intelektu posiada duży wpływ na posługiwanie się językami obcymi. Przy niskim poziomie intelektu nasza postać otrzyma karę do posiadanego poziomu, zaś bardzo wysoka wartość te poziomy zwiększy. Premie wyglądają następująco:

10-19 int: -3
20-29 int: -2
30-34 int: -1
80-99 int: +1
100-124 int: +2
125 int: +3

Premie stosowane są tylko dla języków obcych, zatem wartość intelektu nie jest brana pod uwagę, jeżeli znamy dany język na poziomie 10. Nie jest stosowana również w przypadku, kiedy w ogóle nie znamy danego języka, jako iż na poziomie 0 w ogóle nie jesteśmy w stanie rozpoznać danej mowy.

Niski poziom intelektu powoduje jednak kolejne komplikacje. Niska wartość intelektu utrudnia ogólną komunikację nawet w języku ojczystym, głównie przy stosowaniu długich wyrazów. Postać posiadająca niski intelekt wypowie krótkie słowa bez problemu, jednak będzie mieszać trudniejsze, dłuższe wyrazy.

Komendy i podpowiedzi

Poziomy posiadanych języków sprawdzić możemy w karcie postaci (komenda .kp)
Języki zmieniamy za pomocą komendy .mowa
.mowa WspolnaMowa / .mowa 0 – ustawienie bieżącego języka na Wspólną Mowę
.mowa Nilfgaardzki / .mowa 1 – ustawienie bieżącego języka na Nilfgaardzki
.mowa StarszaMowa / .mowa 2 – ustawienie bieżącego języka na Starszą Mowę


Początek końca

„Daj deri dol daj dori del
Choćbyś się ukrył nie ujdziesz jej
Daj deri dol, kosi jednako
Mieszczan, rycerzy, chłopstwo i kler”
GreenWood, sł.Marek Piguła

Odchodziła powoli… Żegnana zsuwanymi z twarzy chustami, skrzypieniem wozów jadących w stronę cmentarza, żegnana zimnem posłań i pustych okien, z których nikt już nie wyglądał. Odchodziła jakby nigdy nic, nie odwracając się, nie widząc już drobin kurzu pływających w promieniach wieczornego słońca, które wdzierało się do dawno już opustoszałych domów. Znikała, zostawiając za sobą gęsty, czarny dym palonych ubrań i niedomknięte drzwi, uchylone od czasu gdy otwarto je pod jej dotykiem, w ucieczce na drogę z której nie było już powrotu.

Zaraza, zebrawszy śmiertelne żniwo, pozostawiła po sobie opustoszałe budynki. Lokalne władze nie chcąc jednak dopuścić do zahamowania rozwoju miasta, uparły się by dokończyć odbudowę zgliszczy po buntach, a pustostany udostępnić mieszkańcom. Liczne domostwa, których dotychczasowych lokatorów zabrała zaraza, zostały ponownie oddane do użytku. Trwa liczenie strat.

Zarząd administracyjny komentuje: Emersvort straciło setki mieszkańców, ale zyskało skwery i nowe parki by ci, co zostali przy życiu, mogli przebywać na świeżym powietrzu w miłym otoczeniu. Poza miastem zaraza również zaatakowała. Zmarło 104 wieśniaków oraz 271 niewolników. Tamtejsze straty oszacowano na 32 srebrniki i 78 miedziaków. Przez darczyńców została ufundowana tablica ku pamięci ofiar zarazy.

Siostra Catriony

W sobotę późną nocą do szpitala zaczęli napływać mieszczanie z objawami nieznanej miejscowym lekarzom choroby. Zarażeni całe ciało pokryte mieli krostami oraz skarżyli się na poważne problemy z oddychaniem. Jak wskazało wstępne śledztwo przeprowadzone przez medyków, choroba jest silnie zakaźna i zogniskowała się w zachodniej części miasta, gdzie na szczęście po szybkiej interwencji straży miejskiej i przeciwogniowej udało się zatrzymać jej rozwój. Nad ranem zaczęły pojawiać się pierwsze ofiary śmiertelne, wśród których znajdują się zarówno starcy jak i osoby w sile wieku.

Straż ogłosiła, że nie jest wykluczone, iż pojawienie się choroby w Emersvort jest działaniem lojalistów Steffrona i ma w tej sprawie zostać wszczęte dokładne śledztwo.
W chwili obecnej lekarze skupieni są na opiece nad chorymi znajdującymi się w szpitalu oraz opracowaniu skutecznego lekarstwa.

Noc kupalna

„Kupalna się zbliża, Kupalna nadchodzi
Oj, po ciemku kwiaty poznajdują młodzi
Z gorejących ogni zioła wzlecą w niebo
Oj, nie znajdziesz we wsi nikogo trzeźwego
Spłyną wartkim nurtem potargane wianki
Komu są potrzebne, gdy jest miód kochanki
Krew nie woda zimna, słodko pali żyły
Oj, będą dziewuchy z brzuchami chodziły!”

Ogłasza się iż!
We wsi Studnica, szóstego dnia tygodnia, w godzinę 16 rozpoczynają się przygotowania do wieczornego święta Kupalnej Nocy!
Obrządek rozpocznie zapalenie ognisk ku czci Wiecznego Ognia i modły kapłańskie, co by wodę poświęcić, z grzechów obmyć i czas letni rozpocząć.
Pannom i dziewkom wolnego stanu zaleca się wianki uwić z ziela wszelakiego, by później na wody jeziora puścić. W corocznej tradycji mężczyzn zachęca się, by owe wieńce wyławiali, a później w pary się dobrali do rozmów i zabaw. W kniei, w tę jedną jedyną nockę, zakwitają magią kwiaty paproci, a kto takowy znajdzie ten wieczny dostatek i powodzenie sobie zapewni! Przyzwala się równie włosy rozpuszczone nosić wszystkim w swobodzie.
Ponadto tańce, trunki, hulanka!
Starsi Studnicy zapraszają każdego, bez wyjątku – pospólstwo i szlachtę!

Opustoszałe lasy

Drużyna gajowego donosi, iż z uwagi na nagłe zatrzęsienie potworów oraz masowe kłusownictwo w lasach w Złotospadach zwierzyna zaczęła znikać z polan i zagajników, powodując niespotykane dotąd pustki.
W Emersvort mówi się iż póki kryzys potworów nie zostanie zażegnany a gajowi nie przystąpią do skuteczniejszego chwytania kłusowników sytuacja może się utrzymywać.