Grube akta sprawy

Słońce powoli zachodziło nad dachami miasta. Promienie wpadające przez zniszczone okno rozmyły się w zapadającym zmroku i jedynie światło świecy stawiało już czoła ciemnościom. W pomieszczeniu na piętrze, oprócz prowizorycznego stołu, na którym znajdowały się teraz stosy papierów, oraz resztki zniszczonych mebli, znajdował się sporej grubości pal. W świetle świecy widać było mocne sznury, którymi przywiązano go do stropów przy suficie. Dolna część została przybita gwoździami i przytwierdzona deskami do podłogi. Podłoga pod palem była zauważalnie ciemniejsza, a powietrze w izbie nosiło dziwny, metaliczny posmak. Żar na końcówce papierosa zaiskrzył wraz z oddechem, gdy mężczyzna sięgnął, kolejny już raz, po papiery.
“Otrzymano zgłoszenie o podejrzanej aktywności w domostwie znajdującym się tuż przy Pachnącej Bramie. Na miejsce przybył oddział straży. Po dokonaniu wstępnego rozeznania postanowiono sprawdzić wnętrze budynku. Drzwi do domostwa były zamknięte, wyłamano je z zawiasów. Po wejściu do środka wyczuwalnym od razu stał się zapach gnijącego mięsa. Dokonano przeszukania i odnaleziono na piętrze ciało mężczyzny przywiązanego do prowizorycznego pala. Ręce i nogi skrępowano liną, dłonie znajdowały się powyżej głowy…”

Mężczyzna przełożył kartkę w obszernym pliku akt.
“Po zakończeniu sekcji zwłok, przywiezionych dnia 10 kwietnia 1271, potwierdzamy, że należą one do burmistrza Cengora Barszcza. Ciało zostało oskórowane ostrym narzędziem z pominięciem głowy, dłoni i stóp. Na nadgarstkach i kostkach widoczna jest opuchlizna oraz ślady otarć pozostawione przez liny. Język mężczyzny, sądząc po rodzaju rany, został częściowo odcięty a częściowo wyrwany, za pomocą cęg bądź innego narzędzia. Bazując na zadanych ranach oraz stężeniu post mortem przypuszczamy, że śmierć nastąpiła kilka godzin po zdjęciu skóry z denata. Spowodowana była ona hipotermią i utratą dużej ilości krwi…”

Krzesło zaskrzypiało, gdy mężczyzna ciężko oparł się o nie plecami. Rękami pogładził skronie, starając się odpędzić narastający ból głowy. Heinke uporałby się z tym burdelem raz, dwa, mając przy tym nielada rozrywkę. Niestety, ostatnia rozrywka Heinkego okazała się zbyt dosłowna. Mężczyzna odetchnął głośno i sięgnął mimochodem do kolejnych raportów straży miejskiej. Ktoś w końcu musiał się tym zająć. Bójki, kradzieże, morderstwa. Trup za trupem. W tym jeden dziwnie zasuszony. Nie śmierdział nawet za mocno. Searvan Gotch, pracownik szpitala miejskiego, dość majętny. Mieszkał sam, w towarzystwie swoich czarnowłosych niewolnic. Z nikim nie miał zwady. Sprawa utknęła w martwym, dosłownie, punkcie, jak i wiele innych. Inne akta, drobnym drukiem, opisywały serię zgłoszonych napaści i walk zarówno w dzielnicy portowej, jak i samej Miedzianej Bramie. Ostatni z nich, inny od poprzednich, mówi o zorganizowanej grupie zbrojnych, która wdarła się pod Pachnącą Bramę i niezatrzymana przez nikogo skierowała się na teren getta, gwałcąc i zabijając po drodze, kogo popadnie. Pod koniec raportu podkreślono słowa “dwadzieścia jeden trupów” oraz dopisano „Ci sami „rycerze” odpowiedzialni za mord pod jadłodajnią czy…?”
Do raportu dołączono krótką notkę, o starannym piśmie, z kilkoma słowami: “Miedziana Brama ponownie organizuje lokalną straż. Tym razem to coś poważniejszego”. Pod spodem dopisano, innym stylem pisma, “Kto nimi kieruje?”

Resztki popiołu z papierosa spadły na blat stołu. Od rana wiedział, że to będzie ciężki dzień. Najpierw raport z zatrzymań, lista podejrzanych i poszukiwanych wydłużyła się prawie dwukrotnie po przesłuchaniach, a ci, których już mieli — potwierdzili, że pracowali bądź pracują dla Steffrona. Teraz to, spojrzał na miejsce zbrodni, a na dokładkę w mieście już krążą plotki, że Steffron kończy organizować armię i lada dzień zamierza ruszyć na Emersvort. Normalnie nie dałby wiary głupiej plotce, ale nilfgaardzkie wojsko, nagle zaczęło intensywnie rekrutować w swoje szeregi.
Zebrał wszystkie papiery i wstał. Miał dzień, góra dwa nim całe miasto dowie się o śmierci burmistrza. Do tego czasu musi dowiedzieć się, co udało się straży wyciągnąć ze schwytanego podejrzanego.